Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

Świat w kreacji Orfeusza. Rozmowa z kostiumografką Martyną Kander

O skrzydłach lekkich jak piórko, jedwabiu pod wodą, ręcznie malowanych płaszczach i długich sukniach rozmawiamy z Martyną Kander, która zaprojektowała kostiumy do naszej listopadowej premiery operowej „Orfeusz i Eurydyka”.

Przed jakim wyzwaniem stanęła Pani, podejmując się zaprojektowania kostiumów do „Orfeusza i Eurydyki” w reżyserii i choreografii Roberta Bondary?

Kostium baletowy projektuje się nieco inaczej niż kostium operowy, tymczasem przy „Orfeuszu i Eurydyce” Roberta Bondary musiałam stworzyć kostiumy, będące kombinacją wszystkich tych cech – takie, które są wygodne dla każdego z artystów w nich występujących. Na przykład, tytułowi bohaterzy Orfeusz i Eurydyka w tym spektaklu mają wiele multiplikacji - są tancerzami, solistami śpiewakami, kaskaderami. Musiałam zatem stworzyć kostium, w którym wszyscy będą czuli się komfortowo i zarazem będą w nim dobrze wyglądać.

Fot. Simona Skrebutėnaitė

Historia Orfeusza odczytana na nowo przez Roberta Bondarę to świat gdzieś na pograniczu mitu i rzeczywistości. Skąd czerpała Pani inspiracje przy tworzeniu kostiumów? 

Każdy z nas w pewnym momencie swojego życia musi zmierzyć się z tematem śmierci i żałoby, zatem mit o Orfeuszu zawsze będzie aktualny. Dlatego razem z Robertem Bondarą stwierdziliśmy, że w tym spektaklu kostiumy powinny być symboliczne, wywołując u widza uniwersalne skojarzenia, między innymi, kolorystyczne. Intensywnie niebieska sukienka Eurydyki, o której tak naprawdę nie wiemy, czy jest duchem, czy wspomnieniem Orfeusza, symbolicznie nawiązuje do jej śmierci. Z kolei intensywnie czerwony przełamany czernią kostium Amora jest wyrazistym znakiem miłości. Na scenie pojawiają się postacie rzeczywiste i z zaświatów, dlatego przy projektowaniu mogłam pozwolić sobie także na mniej „codzienny” kostium. Świetnym tego przykładem jest chór, który w tym spektaklu prezentuje różne światy. Skąd czerpałam inspiracje? Nie czułam potrzeby, by odwoływać się do konkretnej epoki czy stylu w modzie. W kostiumach, tak jak w całym spektaklu, są natomiast nawiązania do mitologii. Co ciekawe, pracując przy projektach do „Orfeusza i Eurydyki”, dostrzegłam, że tych nawiązań do antyku wciąż jest bardzo wiele. Co prawda, w togach i chitonach nikt teraz na co dzień nie chodzi ubrany, ale nawet w odzieży dostępnej w sklepach dostrzec można wiele elementów takich jak, między innymi, draperie stosowane już od czasów starożytnych, o czym większość z nas nie ma świadomości.

Fot. Simona Skrebutėnaitė

Na potrzeby tej produkcji zostały nakręcone sceny na planie filmowym nad Zalewem Koronowskim, a także pod wodą w Deepspot w Mszczonowie - najgłębszym w Europie basenie nurkowym. Czy w związku z tym, część kostiumów musiała Pani inaczej zaprojektować, by odpowiednio prezentowały się w wodzie?

Kostiumy, które mają tancerze i śpiewacy występujący na scenie, są tymi samymi, które zostały użyte na planach filmowych. Z Robertem Bondarą mieliśmy już kiedyś okazję kręcić podwodne zdjęcia do opery „Legenda Bałtyku”, wiedziałam więc, co się sprawdza się w takim przypadku. Przygotowując projekty do „Orfeusza i Eurydyki”, od początku miałam świadomość, że będą sceny podwodne. Dlatego zamiast robić oddzielne kostiumy dla nurkujących kaskaderów, od razu wykorzystałam tkaninę taką jak jedwab, który bardzo ładnie współpracuje z wodą – było to istotne zwłaszcza w przypadku sukienki Eurydyki. Jednej rzeczy jednak nie przewidziałam – tkanina w kontakcie z chlorem zmieniła kolor z niebieskiego na różowy, musieliśmy więc uszyć jedną koszulę na nowo.

Fot. Simona Skrebutėnaitė

Ma Pani przy sobie jeden z płaszczy, jaki własnoręcznie wraz z naszymi operowymi plastykami Pani malowała…

Tak, to jeden z dwudziestu czterech ręcznie malowanych płaszczy dla chóru na scenę (w pracowniach powstały ich trzydzieści dwie sztuki do spektaklu). Praktycznie większość tkanin jest farbowana specjalnie pod tę premierę, ponieważ barwy są tu bardzo ważne. Nad wszystkim czuwała Pani Barbara z farbiarni Opery Nova, która wykonała naprawdę wspaniałą pracę na wielu metrach materiałów. Natomiast nieoczywistym wyzwaniem dla nas wszystkich okazały się skrzydła dla chórzystów występujących jako żałobnicy i tu chapeau bas dla operowej pracowni modelatorskiej, której pracownicy pomogli stworzyć przestrzenne formy na bazie jedwabiu technicznego, maczanego w różnych roztworach i utwardzonego lakierem. Efektem tego kreatywnego eksperymentu jest przestrzenna rzeźba skrzydeł, jaka nie powstałaby nigdzie indziej jak w bydgoskiej operze. Skrzydła robią wrażenie swą rozpiętością i… lekkością, gdyż dzięki utwardzeniu zbędne było tworzenie jakiejkolwiek konstrukcji.


Biorąc pod uwagę, że na scenie występują praktycznie wszystkie zespoły artystów Opery Nova: balet, soliści śpiewacy oraz chór, kostiumów musiało powstać bardzo dużo...

Na scenie występuje, między innymi, 24 chórzystów. W czasie spektaklu chór przebiera się trzy razy, jednak od początku wiedziałam, że w tym przypadku nie będziemy produkować od podstaw 72 kostiumów. Kostiumy przechodzą metamorfozę poprzez założenie jednego elementu, który całkowicie zmienia strój. Zatem, w spektaklu jest rzeczywiście dużo kostiumów, ale jeden wynika z drugiego.

 

Wspomniała Pani, że kolorystka kostiumów jest bardzo ważna. Jest intensywny błękit, czerwień… Świat Orfeusza, człowieka pogrążonego w żałobie, to jednak mroczny świat.

W tym spektaklu wszystko widzimy oczami Orfeusza – jego depresja i mania, w której się znajduje, rozlewa się na cały świat i na to jak postrzega on innych ludzi. Chór jest jednolitą masą, bo Orfeusza interesuje tylko Eurydyka i tylko ona wyróżnia się kolorystycznie. Cała reszta ludzi nie ma dla niego znaczenia, więc wyglądają tak samo, ponieważ jest tylko tłem dla tego, czego szuka Orfeusz.

Fot. Simona Skrebutėnaitė

To nie pierwsza Pani inscenizacja zarówno w Operze Nova, jak i z Robertem Bondarą. Odnosząc się zatem do wcześniejszych doświadczeń, z Pani punktu widzenia, czym wyróżnia się spektakl „Orfeusz i Eurydyka”?  

„Orfeusz i Eurydyka” to forma operowa, którą Robert Bondara bardzo ściśle łączy z formą baletową, co według mnie jest nową jakością spektaklu. Zresztą, Robert uruchamia ruchowo również solistów śpiewaków i chórzystów. Jeśli chodzi o chór – jest on swego rodzaju masą choreograficzną, co jest także pewnym novum. Z mojego czysto praktycznego punktu widzenia, wyróżnikiem są długie suknie solistek. Robert Bondara w swych układach choreograficznych rzadko kiedy pozwala na tego typu kostiumy ze względu na komfort ruchów występujących artystów. Tym razem udało się przekonać Roberta, że suknie muszą być aż do ziemi. Mam nadzieję, że ta długość pozostanie niezmieniona do premiery!

Rozmawiała Justyna Tota